Wywiad z Davidem Belle’em podczas Festiwalu NY

parkour

Alec Wilkinson: David, w tradycje twojej rodziny wpisany jest sport, ćwiczenia gimnastyczne… Czy to prawda?
David Belle: Tak, to prawda. Pochodzę z rodziny, która ma wiele wspólnego ze sportem. [tłumaczka pomyliła się i zamiast przetłumaczyć odpowiedź Davida na angielski, przeformułowała ją po francusku]
Alec: Ha ha ha. W zasadzie nasza tłumaczka na co dzień jest prawnikiem.
(…) Twój ojciec odegrał ważną rolę w kształtowaniu twojego spojrzenia na sport, na ruch…
David: Zawsze był i jest dla mnie ważny. Wciąż jest w moich myślach, nawet jeśli nie ma go już na tym świecie.
Alec:Czy mógłbyś powiedzieć naszej publiczności kim był? Czy był gimnastykiem?
David: Dzieciństwo spędził w Wietnamie. Należał do wojskowej trupy dziecięcej. Miał wtedy siedem lat.
Alec: A więc gimnastyką zainteresował się już w bardzo wczesnym wieku?
David: Nie. W zasadzie został wcielony do wojska wbrew swojej woli. Wśród tamtych dzieci panowało po prostu prawo najsilniejszego. Trzeba było być silnym, aby móc walczyć i przetrwać. Podjął wysiłek przekazania mi swojej sztuki, której podstawy pochodzą z wojska, opierają się na pewnego rodzaju trasie z przeszkodami. Mi z kolei udało się zmienić ją w coś zabawniejszego, to znaczy w coś, co mogłoby być dostępne dla wszystkich i dzięki czemu można by było czerpać radość, zabawę i dobrze czuć się we własnym ciele.
Alec: Ale jako dziecko chciałeś być super-bohaterem. Spidermanem?
David: To prawda, że bardzo lubię Spidermana, miałem wszystkie komiksy o nim. I uważam właśnie, że miałem wielkie szczęście, że mój ojciec uprawiał coś podobnego, bo kiedy miałem 15 lat… w ogóle kiedy ma się 15 lat, człowieka rozpiera ogromna energia, ma się ochotę uprawiać mnóstwo sportu. Ojciec przekazał mi coś prawdziwego, coś, do czego nie jest potrzebny żaden sprzęt, trzeba tylko myśleć i starać się przystosować do różnorodnych struktur i powierzchni. Daje to nam poczucie wolności, ale w takim sensie, że nie czujemy się jakby zduszeni przez miasto, gdzie pełno jest wąskich ścieżek i gdzie się nam narzuca, że tędy można przejść, a tamtędy już nie…
Alec: Później twój ojciec był strażakiem. Ty też popróbowałeś swoich sił w tym zawodzie, prawda?
David: Tak, próbowałem… Byłem w wojsku, potem byłem w Straży Pożarnej…, ale jako, że to było coś, co on już robił, spróbowałem znaleźć swoją własną ścieżkę.
Alec:I to w treningach opracowanych dla strażaków zawierały się podstawy metody treningowej Georges’a Héberta, które stały się dla ciebie tak ważne?
David: Nie, Georges Hébert opracował metodę ogólnego wychowania fizycznego; to nie ma nic wspólnego z parkourem. Ważne jest to, że dzięki temu można zbliżyć się do parkour.
Alec: To, czego chciałbym się dowiedzieć, to to, czy jego metoda miała na ciebie jakiś wpływ?
David: Nie, ja po prostu posłużyłem się nią, gdyż była to naturalna metoda trenowania na świeżym powietrzu, gdzie można trenować używając po prostu tego, co ma się pod ręką. Myślę, że potrzebowałem jakiegoś sportu, do którego niepotrzebny był żaden sprzęt. Dla mnie parkour to… Wymyślono już wiele sportów; w jednych trzyma się w ręku rakietę, w innych jeździ na nartach czy na motorze… Zaobserwowano, że ciało ludzkie jest w stanie przystosować się do wielu rzeczy i dla mnie podstawą tego jest parkour- trening, w którym można zmierzyć się z samym sobą. Nie uczymy się przy tym wiary, że będziemy umieli zrobić jakąś konkretną rzecz, ale bycia pewnym siebie i ostrożnym.
Alec: Kiedy tak naprawdę zaczął się parkour? Kiedy zacząłeś myśleć o tym, co robisz i nazwałeś to parkourem?
David: Nasłuchałem się wielu opowieści o moim ojcu, który był strażakiem, miał na koncie wiele bohaterskich wyczynów… wielu historii opowiadanych przez ludzi, których uratował… Więc zacząłem uprawiać gimnastykę, lekkoatletykę itd., aby upodobnić się do niego, ale w końcu, zadając mu różnego rodzaju pytania, zdałem sobie sprawę, że to nie to dało mu taką siłę. Wtedy zaczął mi opowiadać o „parcours” (co po francusku oznacza m.in. wojskowy tor treningowy z przeszkodami), ale kiedy mi to przekazywał, kierowała nim taka myśl, że przekazuje swojemu synowi pewną sztukę, ale sztukę w sensie umiejętności myślenia i czucia się dobrze w swoim ciele, pokonywania przeszkód w życiu, które codziennie każe nam stawiać czoło jakimś trudnościom. Myśląc o jakiejś sytuacji, nie jesteśmy w stanie powiedzieć konkretnie: zrobię to czy tamto. Tu chodzi o to, by być pewnym swoich możliwości i wiedzieć na co nas stać.
Alec: Jako młody chłopak byłeś też w Indiach, prawda? Wiesz, małpy…
David: Tak, byłem w Indiach, żeby poobserwować małpy.
Alec: I co? Wpłynęły jakoś na ciebie?
David: No tak, ponieważ ich ruchy są tak naturalne… Możemy się od nich wiele nauczyć.
Alec: I zrobiliście też wtedy film. Ten, który mi pokazywałeś, z małpami, „The warrior of the monkey gods”. Brat Davida pokazywał mi album ze zdjęciami, w którym były niesamowite ujęcia, bardziej horyzontalne, na których można było zobaczyć jak David skacze po gałęziach drzew z małpami. Powiedział mi, że wszystkie ruchy w parkour wzięły się od małp. I od sposobu, w jaki się poruszają.
David: To prawda, że kiedy stajemy naprzeciw przeszkody, odpowiedź jest w nas. Bo przecież nie wydaje mi się, żeby ktoś chciał zrobić sobie krzywdę czy upaść, więc kiedy patrzymy na przeszkodę czy na coś, co chcemy zrobić, wysyłana jest do nas wiadomość o tym, co jesteśmy w stanie zrobić, a czego nie. To właśnie dlatego trening fizyczny jest tak ważny, aby można było być możliwie najbliżej swoich myśli.
Alec: Czy ty także zaczynałeś od bardzo skromnych, niewielkich skoków i stopniowo zwiększałeś trudność wykonywanych ruchów?
David: W sumie, kiedy zaczynałem, zupełnie nie miałem kondycji, miałem zawroty głowy… Na początku było mi naprawdę ciężko. Widzę wielu młodych ludzi, np. tych tutaj, którzy są początkujący, i nie zdają sobie nawet sprawy, że już mają dużo wyższy poziom niż ja, kiedy zaczynałem.
Alec: Dziękuję, David.